Jak na ironię, czerwony śledź był używany tak często, że niektórzy ludzie są w stanie odgadnąć, który podejrzany jest czerwonym śledziem i właśnie z tego wywnioskować rzeczywistego podejrzanego. A potem dochodzimy do ironii słownej. To jest, gdy ktoś coś mówi, ale mają na myśli coś innego.
zdrabnia się rozmaicie, np. jedno imię może mieć kilka tak niepodobnych zdrobnień jak Dorek i Teoś (oba od Teodor). A co ze zdrobnieniami innych wyrazów? Czy jakieś zasady mówią, że np. zdrobnienie od jamnik to tylko i wyłącznie jamniczek, a nie żaden mniś, jamnio czy jamek? A może wyrazy mają po kilka, ale nie dowolnych, lecz „ściśle określonych” zdrobnień (od jamnik – jamniczek i jamniś, od poradnia – poradeńka i poradniusia) na tych kilku koniec? Ostatnio poproszono mnie o rozstrzygnięcie, jak brzmi zdrobnienie od podłoga. Nie potrafiłem sobie wyobrazić innej wersji niż podłóżka, ale też nie wiedziałem, czy to jest w ogóle do rozstrzygania, bo może każdy ma prawo zdrabniać po swojemu, byle odbiorca zrozumiał? Jest też problem, kiedy wybrać -ik, a kiedy -ek? Leksykonik czy leksykonek? – wydaje się, że oba są dobre, ale jednak mamy kotek (nie kocik) oraz akcik (nie aktek). Zdarzają się też zdrobnienia od nazw geograficznych: Warszawka i Krakówek to formy ze słownika ortograficznego, ale czy swego czasu były jedynymi do wyboru? Jaką postać miałyby Polska, Hiszpania, Zakopane, gdyby ktoś z jakichś względów potrzebował je zdrobnić? Czy takie zdrobnienia pisane małą literą mają inne znaczenie niż pisane dużą? Czy to wszystko są jeszcze „formy potencjalne”, czy już „neologizmy”?
Jak piosenkę, którą śpiewała mi mama. Zimne kostki lodu, leżę znów pijana. Widzę ciebie we śnie, to fatamorgana jest. [Zwrotka 3: RUSKIEFAJKI] Piszą znów o mnie, ja leżę znów na bombie i. Jak na ironię, to radzę sobie dobrze, gdy. Cały mój świat wali się, ja kocham ciszę. Robię pierwszą płytę, zrobi lepiej mi się.
Słowo ironia (z grec. eirōneía ‘udawana niewiedza, pozorowanie czegoś’) oznacza – jak wiadomo – ‘drwinę, złośliwość, kpinę, wyśmiewanie lub szyderstwo ukryte w wypowiedzi pozornie aprobującej’. Ktoś może się z ironią w głosie o kimś wyrażać, a zjadliwa ironia – kogoś do żywego zranić. Ironia bywa zazwyczaj gorzka, gryząca, jadowita. Zdarza się, że ktoś powie: O, jaka śliczna piosenka, podczas gdy nie da jej się za bardzo słuchać. Albo: – Tato, dostałem jedynkę ze sprawdzianu z matematyki. A tata: – To bardzo dobra ocena jak na ciebie… I to jest właśnie ironia. Funkcjonuje również w polszczyźnie wyrażenie jak na ironię. Mówi się tak o sytuacji, w której jakiś niespodziewany czynnik psuje przewidywany przebieg czegoś’ (cytuję za Uniwersalnym słownikiem języka polskiego PWN pod redakcją Stanisława Dubisza, Warszawa 2003, t. III, s. 1242). Powie się: Oglądałem ciekawy mecz i jak na ironię ktoś w mieszkaniu za ścianą włączył wiertarkę i huk był nie do wytrzymania. Pamiętajmy o tym, że nie należy mówić i pisać jak na ironię losu, tylko zawsze jak na ironię. Ironia losu to również ‘zaskakujący, niepomyślny rozwój wypadków, które zapowiadały się pomyślnie’, a więc ma znaczenie podobne do znaczenia wyrażenia jak na ironię (i może to być mylące…). Nie wolno jednak owych określeń krzyżować (kontaminować). Jest ironia losu, ale powiedzenie jak na ironię (a nie: jak na ironię losu). Pan Literka
اس میوزک ویڈیو سے حاصل ہونے والی آمدنی کا تخمینی اندازہ۔ "Jak Na Ironię" پولینڈ کا مقبول گانا ہے جس نے پرفارم کیا ہے۔ Kuban. مندرجہ ذیل پیشن گوئی اس بات کی نمائندگی کرتی ہے کہ ویڈیو "Jak Na Ironię" کتنی اچھی ہے۔
[Zwrotka]Pierwszy strzał, taki na rozpęd, ostatnim ostrzeżeniem rozpocznęZdejmę cię w moment, utopię cię w rzece, bo takie masz ośle znaczenie potoczneTę samą rzekę pod spalonym mostem, nie licząc się z prądem, przemierzę ziom w poprzekAż tak ci ciążę? Przy mym porodzie masz problem, bo nawet jak nie chcesz to poprzeszStrzelam na oślep, wchodzę do klatki skurwiela, co drzwi mi otwiera na ościeżSiedzi, pilnuje serwera, a jedyna rzecz, którą zmienia to jebana pościelBlau, blau, niech baran spocznie, blau, blau, ma przewaga rośnieI tak na ciecia już dobre pół dekady nikt tu nie czeka bynajmniej na ośceDostałem opcję: masz tu neseser i setkę naboi nie do namierzeniaI dowody zbrodni, jakoby na deser, bo to ty wybierzesz kogo zgarnie ziemiaKto odpadnie teraz? I o kim powiedzą, że przepadł i jest nie do odnalezieniaA kogo przeczekasz by cienias w cierpieniach narzekał i peniał się wciąż nawet cieniaPo-po-powiedz co wybierasz, powiedz swojej młodej, że już nie będzie weselaPotem wołaj koronera, by zabrali worek, bo niestety po tobie będzie trzeba to pozbieraćCo-co-co mi zrobisz teraz, głowa już cię boli, nie łudź się, że to migrenaWpędzę cię do grobu, to będzie za karę ziomuś za gadanie bez powodu, że się ciebie boi scenaDość mam narzekań na długą kolejkęZwiedzanie gry w trybie full observatorRzucam się w wir, aż mi utną tę rękę lub wrzucą ponownie przez grób do spectatorJestem jednym z tych, co skrócą twą mękę, wersem jak kulką masz tu mą podziękęTrafiam w twe serce i krótko na wejścieKupujesz mnie w chuj jak za grubą kopertęZwolnię trochę, bo co ma wisieć to nie utonieTyp mówi, że płynie, jedynie wodę może tu donieśćJego okręt jest Titaniciem, pora pogrzebu ziomieMasz opcję stąd znikać typie, zmiana reguł, biegun płonieTo już nie tylko ta góra lodowa, co czyha na twój nieuważny kadłubTo dziura oxonowa, podkręcam klimat, wywijam im własny nadmuchDziurę na wylot, mózg im wypłynie jak tylko się trochę te ciule nachyląMoże se zrobią tę fryzurę z grzywą, pasuje to typom jak żul w El CaminoWpadam tu z łusek lawiną, karabin na stół, beryl, sprawdzaj, manWokoło łusek przybyło, follow me, Arthur Curry, AquamanSilny, bezczelny, w dodatku szczery, ty jak mozaika się stapiasz z tłemPłyniesz z ekipą na majkach, na moich statkach robisz za majtka, damnZdejmę cię w minutę, man, bo jestem kurwa Minute ManemObrałem azymut, wiem, że w pięknym stylu zniszczę scenęWbiję w ziemię mym pociskiem niczym moździerz spadnę z góryAlbo spalę krzak jak Mojżesz, lecz nie wrócę zza tej chmuryCzarne dziury w głowie w zakamarkach miejskich rozkwita rzemiosłoMożesz być pewnym, że zostanę świętym tu dopiero kiedy przywita mnie BostonWbita na strzały w nieboskłon i tak nie powiesz mi, że cię nie ostrzegałemSzkoda jedynie, że zastawiasz drogę mi ciałem, bo głowa jest troszkę dalejPodziemny arsenał, mówią mi zguba, bo w głównym nurcie nie łatwo mnie znaleźćScena to ściema, będę miał ubaw, bo łatwo ją złamie, nie złapią mnie wcaleSzybki jak kula, styl czysty natural, a gdy ty zamulasz, ja świadomie dalejGłośniki na fulla i bity gram pull up i z pizdy na czuja jak kanonier walęWidzę tych poważnych typów w grupach, ta, ej typki w bramachJa jestem poważny sam, blam, blam, wyciągam minigunaHojnie obdarzam ołowiem ich ciała i robią mi hałas, lecz nie dobrowolnieStudzę ich zapał, chcą być jak Hamas i toczą na chama swą nierówną wojnęW wielu przypadkach skala głupoty przeraża, że tego nie mieści czerepKarabin dawaj, bo tenże czerep odstrzelę, a kul pewnie zmieści wieleKolejny mówił, że jest liderem, kto by się chciał dłużej pieścić z cwelemZero agresji, choć mogę go skreślić i przez moje teksty się mierzyć z L-emMój notatnik śmierci - lista kontaktówZebrałem ich setki, choć od elektryka nie widział nikt fakturPrędzej na łapie wyrośnie mi kaktus, nim byle raptus zdoła mi natłucWejdą grupami to zejdą seriami, ile by chamy nie zawarli paktówPrzez to mów mi DeadShot, bo jest head shot u mnie normąMoja logo jest złą mordą tych co też chcą tu pierdolnąćWpadam lekko z świetną formą, strzelam celnie w rzecz dowolnąWreszcie pora bym się wściekł i pora biec po wieczną wolnośćWie-wiesz co mordo, może szukasz sensu w tym lub drugiego dnaPrędko skończ to, pow, pow, luźny strzał, tak też se lubię pograćJebnąć w kosmos, sięgnąć w olstro i wpaść tu w kolumnie ogniaHuman Torch, ludzka pochodnia, Oxon, niecny skurwiel zbrodniarzStaram się zwykle hamować przy ludziach, bo lubię wypalić coś niestosownegoA gdy nie ma tego, to czasem potrzebą jest zwlec się i w te pędy biec do nocnegoTy też możesz biec, pocieszy cię stoperBardzo dokładnie odmierzy czas, w jakim odstrzelę ci stopęWyżyję się, okej? Pożyjesz, wiesz, trochęLufa do ust, jesteś tym, co jesz, więc jak na ironię pożywię cię prochemTo dla każdego, kto mieni się kotem, a przez całe lata nie zmienił na jotęKorzysta z tego, że złapał odbiorcę, bo w Polsce jest w modzie docenić idiotęMedialne asy, ja - ukryty JokerPodkładam im bombę, pierdolnie, aż wylecą tu szyby z okienZe swoim składem kruszymy se topę, to skład kamikaze, robimy zamotęI na co ci płatnerz, skoro każdy pancerz przebiję jak grotem przez linie tych zwrotekZostało dwadzieścia cztery, jak tobie godzinNa żadną pomoc nie licz na darmo jak o mnie chodziNa nagrobku napiszą ci "był marnością" i do dziś nawet tatko w łeb zachodzi jak mógł ciebie łajzo spłodzićJa mówię ci, że mówię serio, nie muszę tłumaczyć się i oddawać raportówWychodzę na dach ze strzelbą, strzelanie w łeb, to dla mnie zabawa dla sportuPap, pap, sprawa jest łatwa, możesz się drzeć i na mnie namawiać pachołkówGdy twoja banda zobaczy karawan twój, wyjedzie na stół karawana tortówStypa, niezły przypał, będzie triumfalną ucztąBo skoro żyłeś jak pizda, jest bez ciebie lepsza ludzkośćTak więc krótko, miejsca ustąp, weź zrób w końcu rzecz raz słusznąNie dowierzasz, gdy jak zwierza łatwo cię namierzam muszkąCzacha na torsie, kogucia klata, przydałoby się na siłkę polataćMoże jutro, zwinę nam bata, współczuję, że nie dożyjesz do lataRatatatata, nudna ta gadka, ty, krótki huk i po krzykuPlama na kartkach i na chodniku, widza, gapia, świadka - ni chujCisza wylewa się z ciemnych budynków, znów tylko w jednym oknie światłoStrzał, strzał, oblewa cię strach, myśli w głowie natłokSiedzisz nad kartką, jakbyś tu za broń chwytał i do wojny dążyłNiezły hardcore, nie masz ty gorączki? Niech no ktoś przytomny spojrzySkala zniszczeń niemożliwa, błędny wzrok przez przerost mocyEj, mogłem się nie odzywać, nosić maskę w dzień roboczyCoraz szybciej bije serce, biorę swój ostatni nabójKorbą kręcę, broń do skroni, nie chcę więcej żadnych zabójstwHahaha, żartowałem...- To co Revo, każemy im dłużej czekać?- Nie, myślę, że najwyższa pora przerwać ciszęc6OCirV. 446 133 137 181 498 176 68 258 465